Miałem dziś niezłą przygodę , mało nie sfajczyłem auta .
wziąłem wujka na małą pojeżdżawkę po okolicznych zadupiach koło jeziora bo chciał zobaczyć co się zmieniło od jego młodzieńczych lat.
po kilkunastu kilometrach coś mi nie spasowało w pracy silnika , zaczęło się od lekkiego zmulenia i braku mocy , zatrzymałem się po kilku kilometrach co by obadać ocb i mimo że na postoju nie dało się swobodnie wykręcić silnika na wyższe obroty, nic konkretnego nie znalazłem więc postanowiłem się dokulać aby odstawić wujka i jechać do domu . wujek wysiadł pierwszy i zauważył dym z pod auta , wylazłem patrzę pod auto a ostatnia puszka rozgrzała się do czerwoności do tego stopnia że stopiła mi się górna osłona lewego tylnego amora .
własnie wylazłem z kanału .
winowajcą zamieszania okazał sie katalizator . naszczęście nie cały bo okazuje się że katalizator w tym samochodzie ma trzy sekcje :
pierwsza ; plaster miodu,
druga : pusta przestrzeń,
trzecia :plaster miodu
po rozbiórce wydechu , (naszczeście mało inwazyjnej bo kilka lat temu powymieniałem wszystkie sruby na kwasówki przy okazji owijania ostatniej puszki blachą z kwasówki) okazało się że trzecia sekcja popękała i zablokowała swobodny przepływ spalin.
po wytrzepaniu całej trzeciej sekcji widzę że silnik bardzo żwawo rozwija obroty , a jak jest faktycznie to okaże się jutro jak pojadę w trasę bo dziś nie jestem już w stanie prowadzić bo będąc w kanale zażyłem znieczulenie .
nadal nie daje mi spokoju skąd tak wysoka temperatura na ostatniej puszce skoro winowajcą był kat?
a moze popekanie kata to efekt zapchania ostatniej puszki?
jutro się okaże czy trzeba pruć ostatnią puszkę