wiem dużo tego a i zdjęcia będą później, jak to wszytko ogarnę,na razie na szybko, wiem czytać się będzie ciulowo
ano i wrócili

ponad 3 tygodnie jazdy, zwiedzania, zabawy, imprez lokalnych
trasa nie dokładnie tak jak w 1 poście poszła Ukraina->Rosja->Gruzja->Turcja->Bułgaria->Rumunia->Ukraina->Słowacja
ogólnie ponad 8,5kkm, w zasadzie wszystko da się opycić na LPG

u nas ze względu na lenistwo nie wszytko na LPG i spaliliśmy dodatkowo 180 litrów PB95
spalanie monciaka średnio 14,5l/100 LPGb 12,5l/100 PB
paliwo najtańsze w Rosji najdroższe w Turcji (tu się udało na 1 tankowaniu całą Turcje przepycić

ale i tak za 80l LPG prawie 400pln dla porównania zatankowanie syfa do pełna (105 litrów PB i 90litrów LPG w Rosji kosztowało niecałe 300 pln

) reszta paliwa dość porównywalna jak u nasz -Ukraina/Bułgaria/Rumunia ciut taniej (niecała złotówka na PB niecałe 50gr na LPG)
sama Gruzja Bena po 4pln LPG niecałe 3pln
wszytkie przejścia graniczne bardzo miło, pełna kultura i pomoc ( u mnie z zastępczymi tabliczkami znamionowymi i innym "nowym" VINem ciut problemów, na szczęście miałem ze sobą karte pojazdy i poszło szybko i bez problemów większych w RUS zgodziliśmy się wspólnie stary VIN wpisać tak jak i w Gruzji, w Turcji u w UA nowy

) jedyny zgrzyt to 2 godziny oczekiwania na kontrole na granicy... tadam SŁOWACKIEJ!!!
czyli w teori tam gdzie problemów być nie powinno, słowacy trzepali tak dokładnie auta że bardziejnie można, zaglądali dowszytkich toreb torebek, opukiwali auta, sprawdzali ilość paliwa wwożonego masakra ogólnie, na samą kontrole nie można narzekać bo trwała 5 minut
celnik-papierosy?
my-nie
-alkohol?
-nie
-benzyna?
-1/4 baku, zapas na dachu czyli jakieś 40 litrów
-

ludzie z czego wy żyjecie???
-

yyy z pracy?
koniec odprawy

ale wielce zdziwieni że auto mające 100 litrowy prawie bak jedzie z 40 litrami benzyny, bez fajek ani nic

nawet pies od szukania narkotyków się nie interesował...
przejścia Ukraińskie bardzo sprawnie bez problemów Rosyjskie jeszcze bardziej

pełna kultura nawet pomagali wypełniać dokumenty

Gruzja pełna kultura, technik na granicy lepsza niż u nas

na Tureckiej granicy złapaliśmy gumę

ogólnie wszędzie pełna kultura

co do samej Gruzji
na 1 ogień idzie Droga Wojenna całkiem fajna, Monastyr Gergeti piękny

ale sama droga przereklamowana trochę, offroadowo to nic przy drogach do Omalo czy Shatili a także drogi Mestia-Lenteki czy Alkaltsikhe-Batumi

koniec drogi wojennej mieliśmy w Twierdzy Avari, nocleg nad jeziorem z widokiem na zamek

psy pilnujące namiotów i samochodu

potem zjazd do Tibilisi
Tibilisi fajne ale nie w upalny dzień

nocą pięknie na prawde wtedy wszytko widać

wiele fajnych rzeczy do zobaczenie m.in Katerda Soni,obowiązkowo należy zajść do łaźni

fajne miejsce na nocleg jest nad Tibilisi Mare niedaleko pomnika Historii Gruzji, który nota bene też warto zobaczyć
z Tibilisi fajną drogą do Jvari gdzie jest bardzo ładny monastyr na górce i piękna panorama na Mtskhete (jedno z ważniejszych miejsc kościoła autokefakicznego Gruzji),
z Mtskhety prosto w góry do wspomnianego miasta wież Shatili (piękne 50 kilometrowe serpentyny w górach, mocno offrodowa droga zwłaszcza po deszczu, jeśli ktoś ma lęk przestrzeni lub wysokości nie polecam

) z noclegiem pod przełęczą prawie 3000m n.p.m, rano piękne widoki

i ujemna temperatura

(w mtskhecie było koło 35 na plusie

), na miejscu spotykamy samych Polaków

z którymi potem się spotkamy jeszcze nie raz

robimy małe zakupy (puri (miejscowy pyszny chleb w formie placka), mleko, miód) i hajda na dół serpentynkami kierunek Tianetia,
z tamtąd dość mocno offroadową drogą do rzeczy wartej zobaczenia, czyli Kvetera, tam fajna miejscówka na nocleg
genialną supre tam miliśmy razem z "miejscowymi" Gruzinami

w życiu tyle wina nie wypiłem co tam

skutków też jeszcze takich w życiu nie miałem

ale wilki nas w sumie nie zjadły więc następnego dnia po małym praniu i suszeniu spotykamy znajomych motocyklistów (2 Affrica Twin z genialnymi ludźmi z okolic Białegostoku

) mała posiadówa z arbuzami, melonami, winogronami i "jebiącym" serem, wpis do zeszytu w cerkwi i w droge do Omalo (czyli powtórka z rozrywki z drogi do Shatili) na podjeździe zaczyna nam się monciak grzać

na górze (prawe 3000m n.p.m) okazuje się że mamy dziurę w chłodnicy

2 kanały mocno uszkodzone, 3 delikatnie, ale płyn wali jak z sikawki, jesteśmy w Omalo 70km od cywilizacji a klej i trytytki zostały w domu

zaparkowaliśmy syfa na podwórku u jednego z mieszkańców (1 dom w Omalo, jak się później okazało hotel

) chłodnica z auta, mała inspekcja, poszukiwania kleju w aucie i... jesteśmy w czarnej dupie
na szczęśćie nasza znajomość bratniego języka była na tyle dobra że udało się zaciągnąć z wioski jednego człowieka, który miał klej i nam pomógł (całość zajęła nam jakieś 5 godzin, przy okazji w pierwszym odruchu uruchomione kontakty Polskie prawie dostarczyły nam nową chłodnice do góry

na szczęście nie zdążyli wyjechać

) w hotelu jak się okazało sami polacy

więc mieliśmy małą polską supre do 3 w nocy

rano napełnienie chłodnicy mały rajdzik po Omalo-Keselo co by zgrzać auto, wsio działa i buczy, zgubiliśmy rure wydechową

(końcówka od tłumika do tyłu) więc buczy bardziej

ale auto działa da się jechać dawaj dalej

wracamy do hotelu zapis w księdze małe dowidzenia przez godzine, gdzie zostałem Dżygitem

(cholera wie jak się to pisze) dostałem czapke (пропуск во всем , co się w sumie okazało prawdą

), zaproszenia na obiad (akurat trafiliśmy na święto narodowe Gruzji więc mału obiad to taki eufemizm bo to uczta na 2 dni, ale udało nam się "prawie" wymigać) i jazda na dół, w końcu tyle do zobaczenia
ogólne zwiedzania rejonu Tusheti z jego świątyniami i zamkam (shuamta Sameba 2 fajne klasztory, rewelacyjna restauracja na wolnym powietrzu, menu na zasadzie
-"co zjecie?
-a co macie?"
i standardowo z 2 zamówionych dań zdobiło się 4 i pół

) ,
potem kurs na półpustynie i klasztory David Gareji, upał ponad 40 stopni, wiatr straszny ale palący nie chłodzący, ogólnie poczuć się można jak w piekarniku, w samym klasztorze (bardzo fajne miejsce do zwiedzania) spotykamy budowlańców, wpuszczają nas na remontowaną wirze i częstują obiadem (jak zwykle obowiązkowe khachapuri za którym ja przepadam, pare innych rzeczy ogólnie pycha) dalej na Rustawi przez poligon wojskowy
powrót do Tibilisi, po godzinnym kluczeniu po rozkopanym mieście w końcu trafiamy na drogę do Ninotsmindy, przejazd przez piękny płaskowyż z jeziorami (wszytko na wysokości minimum 1600m n.m.p) wielką ilością owiec, krów i kóz stadami biegających po drodze, krajobrazy piękne ludzie serdeczni, zaopatrujemy się w jedzenie (chleb prosto z pieca, mleko prosto od krowy dojone na chybcika przy nas, świeży ser (tak ten jebiący, ale pycha

) dalej w kierunku na Vardzie i miasta kute w skale
na noclegu przed Vardzią spotykamy Czarka (super tenere) szybka wspólna kolacja, gadki szmatki okazuje się że Czarkowi ukradziono sporo rzeczy (nie w gruzji), rano kleimy buty Czarka i my do Vardzi Czarek w strone Batumi,
Vardzia piękne miejsce warto zobaczyć

po zwiedzeniu Vardzi dalej na zachód w stronę Batumi, nad morze, droga Alkaltsikhe-Batumi zaskakuje nas chmurami, wioskę i przełęcz mijamy w chmurach, zjazd w nocy, popas nad rzeką niedaleko zabytkowych mostów Makhunsheti,
rano małe pranie, dostajemy w prezencie ryby od rybaków

i jazda do Batumi, (ogólnie 2 co do wielkości miasto Gruzji, ale zgiełk i ruch o wiele większy) prubujemy znaleźć gaz do kuchanki najpierw jakiś sklep spotrowy potem cokolwiek, złaziliśmy całe Batumi nie ma

cóż będziemy oszczędzać albo kupimy butle turystyczną (mała butla nabita propanem-butanem z palnikiem koszt w granicach 60-80pln) tylko gdzie to zmieścić w i tak już zapakowanym króciaku? szybka decyzka nie kupujemy jak będzie trzeba to się kupi bez problemu

jedziemy się w końcu wykąpać w morzu
trasa Batumi-Kobuleti wygląda jak droga na Kubie

palmy banany, bambusy, pnącza a w środku ukryte hacjendy jak z krajów cocą płynących

w Kobuleti jest jak u nas nad morzem deoga 2 rzędy domów i tak przez 20km

w końcu trafiamy na plaże

siup do wody lakki popas, wyciąganie sprintera z piachu/żwiru plaży

i jazda na północ, kierunek Zugdidi,
Zugdidi miasto dziwne, jedna żarciodajnia wyglądająca jak speluna (żarcie pyyyszne

) 2 hotele (na przeciw siebie) śpimy w hotelu (gorący prysznic

) choć śpimy przy tym zgiełku to za dużo powiedziane

, rano kierunek Mestia
z Mestii droga przez miasta wież (Shuamta) do Lentekhi,po drodze (mocno offroadowej, z widokiem na lodowiec, małym instruktarzu Gruzińskich młodych wojaków jak działa i dlaczego się dupcy LR Defekter językiem migowo-rosyjsko-gruzińsko-angielskim) zjeżdżamy na dół (droga częściowo zmyta przez deszcze) po drodze zabierając autostopowicza z Iranu, Reza (jak potrzeba to w Gruzji stopa Policja Ci złapie

) śmigając na dół spotykamy naszych znajomych z na Africach razem z Czarkiem (łatających gume), postanawiamy rozbić się razem, wieczorkiem ognisko pogaduchy foty takie tam, policja uprzejma, w razie W dostaliśmy nr tel do szefa wydziału kryminalnego tamtejszej policji, który przywiózł nam wino na biwak

mała pogaducha,
3km dalej śpią Ukraincy ale my już rozbici więc zostajemy

, rano śniadanie chwilowo droga wszytkim w tym samym kierunku więc jazda do Kutajsi, po drodze wysiada Reza, Afriki jadą w stronę Rosji (kierunek dom) my z Czarkiem kierunek Kutaisi i katedra potem katedra w Gelati, potem kierunek na Gori i skalny kompleks Uplistsikhe, dużo błota zanim trafiamy na porządny asfalt, za Gori zakupy jak zwykle tyle że tym razem w prezencie dostajemy ciastka domowe i figi (do wina

)
wieczór pod kompleksem nad rzeką przy ognisku

rano zwiedzanie kompleksu (1 znaleziska datowane na 5 wiek p.n.e) koło 12 Gori i muzeum Stalina

razem z przeniesionym domem jego Ojca i wagonem, którym podróżował (w muzeum można znaleźć akcenty polskie też

), powoli kończymy wycieczke po Gruzji my lecimy w strone Batumi i morza Czarek w stronę centralnej Turcji i Kapadocji

,
w nocy przechodzimy granice Turecką centralnie na przejściu między odprawą paszportową a celną łapiąc gumę

szybka wymiana koła i jazda dalej,
śpimy nad morzem, na plaży, rano woda błękitna i przejrzysta, stojąc w wodzie po szyje widać stopy, pływając w masce widoczność na 40-50m

w końcu wyciągamy płetwy

(w kaukazie się troche dziwili po co nam

), potem hajda przez całą Turcje, do Stambułu,
przejazd przez Bosfor i nad morze, odespać drogę
jedyna piaszczysta plaża nad Czarnym Morzem jaką widzieliśmy, śpimy u ujścia Bosforu, no morzu widać jak statki robią kolejkę do przepłynięcia, pijemy gruzińskie wino

ogólnie miodzio, rano Aja Sofia i Błękitny Meczet

na prawde warto zobaczyć, Aja Sofia (Haga Sofia) to katedra z 4 wieku, kopuła na wysokości 18 piętra, piękne mozaiki z 11 wieku

Błękitny Meczet powala kolorami, detalami ilością kopuł i rozmachem sklepienia

potem tylko 2 godziny wyjazdu ze Stambułu (metropolia 18 milionów mieszkańców 2 mosty przez Bosfor przejazd całości 4 godziny

) i jazda do domu
