przez freefly » 14 sty 2010, 02:40
W poniedziałek wieczorem utknąłem w śniegu. W końcu mamy śnieg jakiego od kilku lat nie było zimą. Po kilku nieudanych próbach wyjechania z zaspy, trochę sfrustrowany zaistniałą sytuacją (raczej ostro wkurzony), zachowałem się jak przysłowiowa blondynka i ostro depnąłem na gaz. Koła zaczęły kręcić się w miejscu, a po chwili stała się rzecz straszna i niespodziewana (przynajmniej dla mnie). Z rury buchnęły kłęby czarnego dymu.
Auto udało się wyciągnąć przy pomocy traktora i pojechałem do domu. Na drugi dzień odpaliłem troopka i nic bardzo niepojącego nie zauważyłem.Jedynie wydawało mi się, że może spaliny są jakby delikatnie ciemniejsze na zimnym silniku, ale po chwili stwierdziłem, ze jestem chyba przewrażliwiony. W środę rano po ciemnicy uruchomiłem samochód i pojawiły się większe kłęby dymu na zimnym silniku niż zwykle. Pomyślałem sobie, że znowu jestem przewrażliwiony. Ruszyłem w drogę do Płocka i jak się rozwidniło, to w lusterku zobaczyłem coś co na serio mnie zaniepokoiło. Ciągnął się za mną czarny dym, jak przyspieszałem.
Pod koniec dnia auto zaczęło strasznie terkotać, a kłęby czarnego dymu i owo terkotanie zwracać uwagę przechodniów i innych kierowców. Troopek na śniegu zostawia ogromne ilości sadzy i chla olej napędowy niemiłosiernie,a poza tym trzęsie silnikiem przy gaszeniu.
Dziś w nocy wróciłem do Warszawy, bo nie chciałem wzbudzać sensacji na ulicach miasta stojąc za dnia w korkach, tak furkocącym i kopcącym autem.
Tuż przed Warszawą zatrzymałem się, żeby zatankować i doznałem szoku. Zgasiłem auto, wyjąłem kluczyć, a silnik pracował jeszcze przez jakieś 15 sekund, po czym zatrząsł się i stanął. Stację benzynową spowiły czarne chmury z wydechu troopka.
Kaszanka zaczęła się, gdy wjechałem do miasta i napotkałem pierwsze czerwone światło. Puściłem pedał gazu, a samochód nawet nie myślał zwolnić. Obroty to nawet wzrosły, zamiast spaść i tak było do samego domu. Miałem problem z zatrzymaniem samochodu. Po prostu dramat.
Snuję domysły i dochodzę do wniosku, że których z wtrysków nie dawkuje paliwa, a po prostu cały czas leje na maksa, jakby się zaciął, przy maksymalnym otwarciu. Czy możliwe jest, że bardzo ostre przegazowanie silnika (wprowadzenie na prawie maksymalne obroty) w zaspie śniegu, spowodowało zablokowanie wtrysku?
W piątek mam zamiar, wymontować wtryski, tylko czy na podstawie oględzin wzrokowych można sprawdzić, który wtrysk leje?
Jeśli lejący wtrysk nie jest padnięty na amen, to jest sens wymyć go w myjce ultradźwiękowej ( może jakiś syf spowodował awarię) i ultradźwięki zrobią swoje.
I dopiero po ponownym zamontowaniu umytych wtrysków, jak objawy nie ustąpią, wysłać wtryski na jakąś diagnostykę?
Dobrze kombinuję, czy też mój pomysł jest pozbawiony jakiegokolwiek sensu?
P.S. Niepokoję się, czy paliwo nie przesączyło się do oleju silnikowego okrytego złą sławą 3.0 TD. Właśnie przed chwila naszła mnie taka myśl. Myśli ma czarne jak to coś, co lecie z rury wydechowej.
3.0 2000r.