Mawiaja, ze podobno glupi ma zawsze szczescie, chociaz w terenie glupi czesciej ma pecha i problemy Na fali fantazji po wymianie turbiny i zrobieniu przedniego napedu wybralem sie na przejazdzke wokół komina przetestowac auto w lajtowym terenie, ktory na dodatek znam. I oczywiscie glupota nie popłaca. Jest kilka ulic od mojego domu na Pychowicach mały brodzik. Taki tyci tyci. Na dnie betonowe plyty, wiec przejedzie nawet wyzsza osobówka. I zaraz za brodem jest waska ubita ziemista drozka ktora czasami da sie przejechac. Podjechalem kawalek i stwierdzilem, ze dalej nie pojade "bo nie potrzeba mi dzis wklejki" I stwierdzilem ze cofne ten kawałek do wyjazdu na ubite. Za wczesnie skrecilem kierownica i w wielkim stylu wpadłem prawa para koł w glebsza warstwe potoczka. No i juz tak zostałem, bo kola miela wode i błoto, a wyciagarki niestety jeszcze sie nie dorobiłem.
Tragedii nie ma, nie ma uwiezionego człowieka pod autem, auto raczej nie utonie, bo juz glebiej sie nie da w tym malutkim cieku zanurzyc. Raczej nie powinna mu sie stac straszna krzywda, bo wokoł ludzkie domostwa, a calosc jest 10min pieszo od mojego domu, wiec raczej go nie rozbija i nie rozkradna, a przynajmniej nie od razu.
Ogolnie nie ma sytuacji alarmowej, nie chcialbym nikogo na siłe wyrywac z pilnych zajec dnia codziennego, ale gdyby ktos mial czas w drodze skads/dokads podjechac i pomoc to bede zobowiazny. Moge sie odwdzieczyc ulubionym %%% i dowolna przysluga.
Auto siedzi dosc gleboko tyłem, ale przód nie jest bardzo zakopany i mysle ze z uzyciem windy nie powinno byc problemu z wydarciem. Kinetyk i szarpniecie drugim wozem tez powinien dac rade, ale to mniej pewna opcja, bo jest ryzyko przewrócenia auta na bok.
Gdyby komus sie chciało, bede wdzieczny.
Kontakt do mnie: +48 605 512 712