danti napisał(a):Tutaj nie chodzi o wielkość warsztatu. Chłopaki budują firmę, czy to 2 czy to 50 osobową, a nie naprawiają aut w stodole po cichu - "jak jacyś kolesie". Można być poważną firmą - spółka 2 osobową, a można być jakimś tam warsztatem zatrudniającym 20 osób.
Chodzi o to, żeby nie uczyć na samochodach klientów. Jeśli ktoś chce się specjalizować w danej marce, to niech zainwestuje najpierw w wiedzę. Można przecież kupić po jednym egzemplarzu Trooper/Monteraya i przestudiować go pod każdym kątem, a następnie brać się za auta klientów.
danti napisał(a):peterek66 napisał(a): Obaj wiemy, a zapewne forumowicze też to wiedzą, że trudno jest, w branży samochodowej szczególnie, udowodnić po robocie niedociągnięcia, zawsze w takich sytuacjach to klient jest na straconej pozycji.
Nie zgodzę się. Nikt, kto podchodzi poważnie do roboty i do budowania swojego wizerunku i firmy, nie POWINIEN pozwolić sobie na olanie kogokolwiek. Nigdy nie miałem problemów z udowodnieniem warsztatowi, że coś "spieprzył". Na szczęscie nie było wielu takich akcji, ale zdarzały się.
A teraz pasuje mądrość ludowa: "Jeśli pożyczyłeś komuś 50zł komuś, kogo więcej nie spotkałeś, to było dobre wydanie 50zł".
Niby jak udowodnić warsztatowi coś takiego i wyegzekwować kasę za padniętą turbinę. Weź teraz udowadniaj, że źle założona rura była przyczyna awarii turbo.