Tak jak w Torli, tak i tutaj widoczny był stanowczy rozdźwięk pomiędzy "ceprami" a turystami. Podjeżdżając Mączkiem zostaliśmy zakwalifikowanie przez panią kempingową do grupy podwyższonego ryzyka turystycznego i przydzielono nam plac z dala od przyczep całorocznych i kamperów. Pewnie w tym przydziale była racja, bo razem z innymi namiotowcami glebowymi zagraliśmy pobudkę przed 6.00. Parę minut po siódmej jechał autobus do Besurty skąd startowało się na Pico Aneto. I rzeczywiście, byliśmy w gronie kilkunastu osób, które jechały zdobywać szczyt. Oczywiście, my w planach mieliśmy tylko Interior, ale fajnie było iść do Renclusy w towarzystwie wyjadaczy. Szczególnie miło było naszej młodej, którą praktycznie każdy piechur pozdrawiał i na widok małego turysty kiwał z uznaniem głową. I o ile w Ordesie zdarzały się dzieciaki, o tyle teraz, nie było żadnego knypka poza naszym
