Na ten temat wszystko już wiadomo, ale , że niewiele się tu dzieje, opiszę krótką historię...
Będąc już na powrocie z tegorocznych wakacji, nie pamiętam czy jeszcze w Bułgarii czy już w Rumunii, pojawiły się hałasy z tylnego mostu. Najpierw delikatne rytmiczne pohukiwania, potem piski (szczekający kundel
), a jak pojawiły się strzały to spanikowałem i postanowiłem zbadać co się dzieje. Podniosłem most, kreciłem kołami, wałem i nic nie było słychać. Czasem pojawiał się delikatny opór na ataku. Pomyślałem, że to coś w dyfrze się zmieliło. Po drodze była jeszcze do przejechania Strategica w rumuńskich Karpatach. Sam wjazd na przełęcz Transalpiną byl nieprzyjemny, bo oprócz trzasków z mostu zaczął się grzać silnik, pierwszy raz w tym aucie. Ale to osobna historia. Na przełęczy postanowiłem wyjąć półosie i sprawdzić czy to dyfer czy łożyska półosi. Niestety przyszła taka burza, ze mi się odechciało. Zrobiło się dosć późno, trzeba było coś postanowić. Nie chciałem odpuszczać zaplanowanej trasy, wiec zaryzykowałem i pojechaliśmy. Warto było, po burzy widoki nieziemskie. Rano zjechaliśmy do asfaltu i odtąd miał być tylko tranzyt, więc zdemontowałem tylny wał myśląc o odciążeniu tylnego dyfra. Tak z trzaskami i huczeniem przejechałem ok 1300km. Po rozebraniu okazało się, że łożysko. Lewe. W tym kole, pod którym 2 tygodnie wcześniej w Serbii poluzował się dystans w terenie i poczułem to dobiero na asfalcie. Musiało wtedy łożysko dostać po d.... Samo łożysko udało sie zdemontować pod naciskiem 20T i z palnikiem. Profilaktycznie drugie też chciałem wymienić, ale 20T nie wystarczyło. Zaopatrzyłem się w prasę 30T, ale już przy 23T i lekkim podgrzaniu puściło. Zamontowałem łożyska Koyo, na które musiałem trochę poczekać u Belniaka, ale liczę na to że wytrzymają chociaż połowę tego co oryginały. Przy okazji zamontowałem czekający od lat na półce dyfer z LSD. A do dystansów kół się zraziłem i wylatują. To już drugi raz jak się poluzował. Kilka lat temu w Macedonii przednie koło zaczeło się kiwać.
Samo łożysko otwarłem i wymyłem. Nie było tragedii, złuszczyła się utwardzona powierzchnia bieżni, żadnych pęknięć, kulki całe. Montek to twarda maszyna, która już kilka razy z dość poważną awarią dociągnęła setki kilometrów do domu.